Nowe spojrzenie na medycynę

(Wspólna Sprawa 12)

Wybuch chorób cywilizacyjnych po ostatniej wojnie nie był przypadkowy. Był spowodowany złym sposobem odżywiania, stylem życia oraz otoczeniem, w którym żyjemy. Obecnie niektórzy lekarze coraz częściej zgadzają się z tym stwierdzeniem, odmiennym od podejścia do medycyny wpajanym im w czasie studiów. Wraz z latami praktyki odkrywają na nowo sztukę prawidłowego podejścia do zdrowia. Jednak to odkrywanie wciąż ma miejsce jedynie w indywidualnych przypadkach, a nie na poziomie całego systemu opieki zdrowotnej.

Wizyta w szpitalu

Konsekwencje błędnych założeń z przeszłości nietrudno odczuć wchodząc do współczesnego szpitala. Czasami można odnieść wrażenie, że do pacjenta podchodzi się tam jak do samochodu w fabryce: przechodzi przez ręce wielu rzekomo w pełni kompetentnych specjalistów, którzy mają do dyspozycji znaczne nakłady pieniężne, ogromne budynki, personel do spraw administracyjnych, zaawansowane maszyny… Jednak pacjent szybko orientuje się, że w takim środowisku on i jego indywidualne potrzeby nikogo nie interesują. Okazjonalnie tylko pielęgniarka, wolontariusz czy inny pacjent pochyli się nad jego niedolą. System służby zdrowia zmusza go głównie do cierpliwego czekania w kolejce i pokornego odpowiadania „tak” lub „nie” na pytania lekarza.

„A skąd pan to wie?!”

Niedawno w wyniku gwałtownego upadku podczas jazdy na rolkach doznałem urazu obojczyka. Po trzech godzinach w szpitalnej poczekalni lekarz w końcu przyjął mnie w gabinecie i zapytał, co mi dolega. Odpowiedziałem, że pękł mi obojczyk. „A skąd pan to wie?!” przerwał mi gwałtownie. Był to koniec naszego dialogu. Lekarz nie pozwolił mi wyjaśnić okoliczności upadku ani powiedzieć, kiedy zajście miało miejsce. W jego mniemaniu i tak powiedziałem już za dużo. Bez jakiegokolwiek wstępnego badania wysłał mnie na prześwietlenie. Po czterech godzinach czekania zostałem ponownie wezwany do gabinetu: „Ma pan pęknięty obojczyk” usłyszałem. „Nie mogę panu pomóc. Proszę wrócić do domu, a za trzy – cztery tygodnie wszystko powinno samo się zaleczyć.” Taki był finał historii.

Budynki niesprzyjające zdrowiu

Kolejną rzeczą, która uderza mnie we współczesnych szpitalach, jest natura samych budynków. Od dawna wiadomo, że świeże powietrze poprawia samopoczucie chorych, a mimo to w szpitalach okna są systematycznie blokowane. W ogóle nie można ich otworzyć albo można uchylić na zaledwie kilka centymetrów. Powodem jest przepis, który nakazuje zabezpieczać okna, tak aby pacjenci nie mogli z nich wypaść. Albo popełnić samobójstwa. W efekcie temperatura w pomieszczeniach podnosi się, podobnie jak wilgotność, co z kolei sprawia, że bakterie szybciej się rozmnażają. Następnie rozprzestrzeniają się po całym szpitalu poprzez system wentylacyjny, który często działa w zamkniętym obiegu. Jedynymi pacjentami, którzy mogą cieszyć się świeżym powietrzem, są ci, którym pozwala się wychodzić poza budynek na papierosa.

Co jeszcze?

Podwyższona temperatura, nadmiar światła i hałasu sprawiają, że pacjenci nie są w stanie porządnie się wysypiać. Nieustannie przebywają w otoczeniu różnego rodzaju maszyn o napędzie elektrycznym, które emitują szkodliwe promieniowanie elektromagnetyczne. Jeszcze większy problem tkwi w serwowanym jedzeniu. Szpitalna dieta opiera się na białym pieczywie, płatkach zbożowych, ziemniakach, cukrze i produktach mlecznych obecnych w niemalże każdym posiłku. To najkrótsza droga do rozregulowania systemu odpornościowego i ogólnego osłabienia organizmu przez niedobór niezbędnych kwasów tłuszczowych, witamin i minerałów. W przypadku zdrowej osoby umieszczonej w szpitalu na trzy miesiące dieta taka z pewnością poskutkowałaby chorobą.

Powolne przemiany

Jeszcze dziesięć lat temu przy odrobinie rozeznania można było trafić na spokojny, dobrze utrzymany ośrodek, w którym podawano odpowiednie jedzenie, a personel był przyjazny i pomocny w organizacji pobytu chorego. Obecnie jest to prawie niemożliwe. Pod przykrywką równego traktowania wszystkie szpitale stosują jednakowe procedury, a pracujące w nich osoby nie mają indywidualnego podejścia do pacjentów. Trzeba mieć dużo szczęścia aby trafić na prawdziwie kompetentny, a przede wszystkim empatyczny personel. Wniosek nasuwa się sam -  lepiej jest po prostu unikać hospitalizacji lub przynajmniej odkładać ją najdłużej jak tylko się da.

Sukces nieinwazyjnych środków leczenia

Z tych wszystkich powodów przewiduję, że w niedalekiej przyszłości coraz powszechniejsze staną się alternatywne sposoby leczenia. Może odniosą nawet sukces globalny. Pacjenci stopniowo zaczynają zdawać sobie sprawę, że jeśli sami zadbają o stan swojego zdrowia, służba zdrowia na niewiele im się przyda, a przynamniej nie będzie narażała ich na ryzyko. Ludzie zaczną unikać „fabryk chorych”, jakimi obecnie stały się szpitale, w których medycyna zamieniła się w przemysł. Są już przecież gałęzie medycyny niepowiązane z farmakologią, mamy coraz lepszą diagnostykę, na coraz wyższym poziomie jest fizykoterapia. Najlepiej przebadana i najnowsza jej gałąź to vioforoterapia, czyli leczenie, wspomaganie leczenia i profilaktyka z zastosowaniem wolnozmiennych pól magnetycznych. Uzupełniona nutriterapią (leczniczym odżywaniem) i ruchem (najlepiej na świeżym powietrzu) na pewno poprawia zdrowie. Czego wszystkim serdecznie życzę.

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 108 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 21

W tym miesiącu 638

Od początku 113696