Nanda Devi, bogini zwycięstwa

(Wspólna Sprawa 9)

W wakacyjnych „Listach do Sąsiada” na okładce widnieje zdjęcie podpisane „Spotkanie w Klubie Filmowym CKI”, a na odwrociu drobny niegramatyczny dopisek „Spotkanie z reż. Anną Pietraszek z młodzieżą z Litwy”. Nie wiadomo kim jest owa pani i po co spotkała się z młodzieżą, zresztą zaproszona przez radnego Marka Gizmajera, członka komisji kultury. Może to nieciekawa postać?

Bynajmniej, jest bardzo znana w Polsce i nie tylko. Nakręciła blisko 200 reportaży i filmów dokumentalnych, za które otrzymała wiele nagród. Jest też himalaistką, podróżnikiem, ekspertem wojskowym i policyjnym, a o jej rozlicznych dokonaniach można poczytać choćby w Wikipedii. Może w CKI nikt o niej nie słyszał? Bynajmniej, wcześniej na zaproszenie tegoż radnego prezentowała tutaj jeden ze swoich głośnych filmów o ks. kard. Stefanie Wyszyńskim „Zawód: Prymas polski”, po którym oczarowana widownia domagała się kolejnych spotkań. Więc może to z młodzieżą było po prostu nieciekawe? Oceń sam, drogi Czytelniku. Było poświęcone filmowi „Nanda Devi, bogini zwycięstwa” i jego sensacyjnemu epilogowi, które w odróżnieniu od „Listów” potrafił docenić i przybliżyć swoim czytelnikom ogólnopolski miesięcznik „Sieci Historii”. Przedruk z numeru lipcowego poniżej.

 

„Pierwsza Polska Wyprawa w Himalaje 1939” miała być rekonesansem przed Everestem. Celem był Nanda Devi East, wschodni, niezdobyty wierzchołek tej góry, wysokości 7 434 m n.p.m. Niezwykle trudny... Nikt z Polaków nie zdobywał wówczas najwyższych lodowcowych gór świata. Nikt nie produkował stosownego sprzętu wspinaczkowego, namiotów zdolnych przetrwać wichury i gwałtowne śnieżyce, odpowiednich ubiorów. Butle tlenowe były bardzo ciężkie i często się psuły. Przygotowania rozpoczęto w 1938 r. Koszty planowanej wyprawy były bardzo wysokie. Jedną trzecią pokrywał Klub Wysokogórski, organizator, jedną trzecią państwo, pozostałą część uczestnicy.

Uczestnicy wyprawy

Prekursorów polskiego himalaizmu było czterech. Tylko jeden z nich już zdobył Mercedario, 6 800 m, trzeci co do wysokości szczyt Ameryki, czyli był blisko „granicy śmierci”, gdzie ciśnienie atmosferyczne wynosi zaledwie połowę tego, które mamy na poziomie morza... On też został kierownikiem wyprawy na Nanda Devi. Nazywał się Adam Karpiński. Lotnik, inżynier konstruktor lotniczy, żeglarz, narciarz, taternik, jeden z czołowych wspinaczy Polski międzywojennej, konstruktor sprzętu alpinistycznego. Już w 1924 r. wystąpił z projektem pierwszej polskiej wyprawy himalajskiej. Gdy wyjeżdżali miał 32 lata. Na Dworzec Gdański w Warszawie, skąd ruszała wyprawa, odprowadzał go 12-letni syn Jacek: pół wieku później, w PRL, wynalazca mikrokomputera, którego masową produkcję zablokowały służby ZSRS.

Towarzysze Adama Karpińskiego to: filmowiec wyprawy Stefan Bernadzikiewicz, 32 lata, inżynier mechanik, wspinał się na Kaukazie, Spitzbergenie i Grenlandii; od 1936 r. prezes Klubu Wysokogórskiego; udekorowany norweskim Krzyżem Kawalerskim św. Olafa. Jakub Bujak, inżynier mechanik, absolwent Politechniki Lwowskiej, narciarz, taternik. W 1931 r. wszedł samotnie na nartach na dwa najwyższe szczyty Skandynawii. Wspinał się w Alpach i na Kaukazie. Gdy wyjeżdżał miał 34 lata, a jego córka Magdalena właśnie nauczyła się chodzić. Janusz Klarner, najmłodszy w zespole, początkujący taternik, żeglarz, inżynier mechanik, absolwent Politechniki Gdańskiej. Kiedy wyruszał na wyprawę miał 29 lat. Wspinacze sami projektowali odzież i wyposażenie. Śpiwory miały być z łabędziego puchu, swetry – z angory. Karpiński wymyślił ubiory warstwowe, ze szlachetnych włókien, z jedwabiu i czystej wełny. Zaprojektował też prototyp namiotu wysokościowego, który jego żona wykonała na domowej maszynie do szycia. Skonstruowali pierwszy tzw. kominowy plecak.

Historyczna wyprawa

Kiedy wyruszali z Warszawy, 10 kwietnia 1939 r., Himalaje były puste. W jednym sezonie rzadko przebywały tam więcej niż dwie wyprawy, a zdarzały się lata, w których nie było nikogo. Brakowało szos prowadzących do podnóży gór, komunikacji lotniczej. Śmiałkowie płynęli morzami, pod lodowce z setkami tragarzy wędrowali miesiącami. Polska wyprawa dotarła statkiem do Bombaju, a dalej koleją przez Indie do miejscowości podgórskiej Almora. Tam zorganizowano karawanę kulisów z miejscowych górali. Każdy z nich niósł po 36 kg za stawkę 5 zł dziennie. Po 11 dniach 25 maja 1939 r. na wysokości 4 300 m n.p.m. stanęły namioty pierwszej polskiej bazy w Himalajach. Wspinacze zostali z sześcioma tragarzami i z oficerem łącznikowym, Brytyjczykiem.

Już następnego dnia, na wysokości 4 950 m rozbili obóz I. Karpiński i Klarner szybko wspięli się na przełęcz Longstaffa, zakładając poręczówki na stromych odcinkach i ustawiając namiot obozu II na 5 010 m. Powyżej piętrzyły się trzy skalne turnie. Wspinacze walczyli z bólami głowy z powodu braku aklimatyzacji, Bujak chorował na dezynterię. Choć akcję prowadzili w osłabionym składzie, we trzech, a mieli 600 kg sprzętu i żywności do przetransportowania w górę, byli dobranym zespołem i ciężko pracowali na wspólny sukces. Klarner pisał w notatniku: „Przez cały ten czas nie mieliśmy suchych butów. Przy większych mrozach buty lodowaciały, nawet w czasie marszu. Część ubrań też była stale mokra”.

Bujak wrócił do zdrowia, ale przewlekła dezynteria zaatakowała Karpińskiego. Załamał się i tak pisał do żony: „Pieśń o Nanda Devi dla mnie już skończona! Byłem zbyt pewny siebie, że wszystko wytrzymam. Tak to i jest, jak Bóg chce”. Pięciodniowe załamanie pogody zmusiło wszystkich do pozostania w bazie. Gdy się przejaśniło, ruszyli znowu w góry. Pokonując zdradliwe nawisy śnieżne założyli obóz III – 6 200 m n.p.m. i niemal z marszu obóz IV na 6 550 m. Karpiński dotarł jeszcze 200 m wyżej, jednak schorowany załamał się i wycofał ostatecznie z akcji. Natomiast Bernadzikiewicz, Bujak, Klarner i trzej kulisi ruszyli w górę. Pokonali zaśnieżoną grań i rozbili obóz V, szturmowy, na wysokości 7 020 m. Nad nimi pozostały dwa skalno-lodowe uskoki i 400 m do celu...

Atak na szczyt

2 lipca 1939 r. wiał zimny wiatr, ścisnął mróz: minus 16 stopni. O 7 rano alpiniści ruszyli do ataku szczytowego. Po 180 m wycofał się krańcowo wyczerpany Bernadzikiewicz. Bujak i Klarner wspinali się dalej. Godz. 17.20: osiągają szczyt! Płaczą ze wzruszenia, z radości, że jednak się udało! Przez 40 min przebywają w miejscu, które dotąd, według hinduskich mitów, należało do „Kosmicznej Matki Zniszczenia”, bogini Nandy. Klarner zapisał potem: „Bogini śmierci uznała nas za pątników, a nie za świętokradców wdzierających się do jej siedziby. Czyżby nie było prawdy w tym wierzeniu górali, że kto stanie na szczycie, ten zginie, a Nanda pożre jego ciało?” Himalaje mieli u swoich stóp, marzenia zostały spełnione. Pokonali 3 000 m lodowych wzniesień. Grań Nanda Devi East nosi nazwę „Polska droga”. Kilka lat potem przeszedł tą drogą szerpa Tenzing Norgay, który choć wcześniej zdobył Everest, ocenił ją jako najtrudniejszą w całej swojej sportowej karierze.

Już po tygodniu od wejścia na szczyt Nanda Devi wyprawa przeniosła się w bardzo niebezpieczny rejon, na lodowiec Milam, u stóp drugiego niezdobytego 7-tysięcznika Tirsuli. Z jego stoków niemal bez przerwy schodzą lawiny. Karpiński pisał z bazy do żony: „Kochana moja, jutro ruszam w górę; szczyty tutaj w dużej mierze lodowcowe i wszystko niewiadome. Tu nikt przedtem nie był”. 18 lipca 1939 r. Karpiński i Bernadzikiewicz założyli obóz III, na 6 150 m n.p.m. Dzień później wczesnym rankiem podeszli tutaj Klarner i Bujak z tragarzami. Mieli wspomóc atak szczytowy kolegów. Zastali zwały wielkiej lawiny 250 m długości i 8 m grubości i natychmiast rozpoczęli poszukiwania. Znaleźli jedynie buty i pokrywę kamery. Po trzech dniach przerwali poszukiwania. W domniemanym miejscu obozu postawili krzyż.

Tragiczne i długie powroty

Klarner i Bujak wrócili koleją do Bombaju. Na statku do Polski otrzymali wiadomość o wybuchu wojny. Po wielu trudach 11 września 1939 r. dotarli do Lwowa i tam się rozdzielili. Jakub Bujak po kilku dniach przeszedł przez zieloną granicę do Rumunii, a stamtąd przez Francję dotarł do Anglii, gdzie przez całą wojnę pracował jako konstruktor silników odrzutowych. W ciągu czterech lat pracy opatentował dwa wynalazki, zajmował się zagadnieniami sprężania w silnikach lotniczych w oddziale doświadczalnym Rolls Royce’a. Nieprzerwanie był objęty ochroną. Wywiad brytyjski weryfikował go co roku. Chciał wracać do rodziny, marzył o Tatrach. Napisał do żony: „Tu jest nas kilkadziesiąt tysięcy, ale tam, w ojczyźnie, jest ich kilka milionów, tam będę bardziej potrzebny...”. Każdy weekend w Anglii Bujak spędzał w nadmorskich skałkach Kornwalii. Na wspinaczki przydzielano mu do ochrony młodą osobę, która miała nie spuszczać go z oczu. W lipcu 1945 r. pojechali na kilkudniową wspinaczkę. Obydwoje zaginęli bez śladu. Znaleziono tylko namiot i ich rzeczy osobiste. Ciała Bujaka nigdy nie odnaleziono.

Janusz Klarner ze Lwowa dotarł do Warszawy i przez całą wojnę jak większość mężczyzn był w konspiracji. W czasie Powstania został ciężko ranny, stracił oko. Po zakończeniu wojny napisał i przygotował do druku książkę o wyprawie na Nanda Devi. Był jednak problem z jej wydaniem, bowiem Klub Wysokogórski pod naciskiem UB próbował wymóc na autorze rezygnację z honorarium i usunięcie nazwiska ze strony tytułowej. Bezskutecznie... 17 września 1949 r. ubrany lekko Klarner wyszedł z domu, bez dokumentów... i więcej nikt go już nie widział. Ojciec i siostra szukali go wszędzie, zwracali się nawet do Bieruta z prośbą o jakąkolwiek wiadomość. „W polskich więzieniach go nie ma” – taką odpowiedź otrzymali od ówczesnego ministra sprawiedliwości Henryka Świątkowskiego. Siostra Klarnera, Jadwiga, przez dwa lata chodziła jednak z paczką pod warszawskie więzienia. Jedynym bowiem sposobem uzyskania informacji o miejscu przebywania bliskich było dostarczenie paczki – list więzionych nie udostępniano rodzinom. Stała w długich, kilkusetosobowych kolejkach, na mrozie i deszczu, z nadzieją, że może tu przyjmą paczkę dla brata... Wielu ludzi ginęło wtedy bez wieści, w tajemniczych okolicznościach. Część z nich odnalazła się po 1957 r., wracali często aż z Syberii. Klarner nie wrócił i nic nie dały poszukiwania Czerwonego Krzyża. W 1957 r. książkę Klarnera wydało wydawnictwo Czytelnik.

Historia powraca

Tragizm pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje był ogromny zarówno dla uczestników, jak i dla następców z powodu niemożności wykorzystania triumfu polskich wspinaczy w świecie. Drugie wydanie książki Klarnera miało miejsce dopiero  w 2010 r. i przeszło niemal niezauważone. Próby znalezienia filmu z wyprawy nie podjął przez pół wieku żaden z polskich alpinistów. Tak jak nie odnaleziono ciała żadnego z czterech uczestników wyprawy. Wypełniła się hinduistyczna legenda Nanda Devi.

Nadeszła „wolność” w Polsce. W 1989 r. na 50-lecie pierwszej wyprawy dla uczczenia światowego wyczynu wybitnych Polaków przystąpiliśmy do realizacji filmu dokumentalnego dla TVP. Jaka to była radość pracy. Dano mi wtedy wolną rękę, odpowiednie środki produkcyjne i znakomity czas emisji, dokładnie w rocznicę sukcesu! Wkrótce potem, 2 lipca, dostałam wiadomość od polskiego producenta emigracyjnego ze Szwecji, pana Kwiatkowskiego, żeby oryginalnego filmu z 1939 r. szukać w British Film Institute. Podjęłam poszukiwania telefoniczne, tworząc łańcuszek angielskich przyjaciół archiwistów. W 1993 r. natrafili oni na negatyw, kruchy i wymagający kosztownej konserwacji. Nie było pewności, co on przedstawia, ale ustaliliśmy numery katalogowe materiału. W TVP jednak odmówiono mi pokrycia kosztów wyjazdu na poszukiwania. Dopiero w 2008 r. dzięki IPN poznałam panią Anetę Naszyńską, filmowca z Anglii, i upoważniłam ją do wydobycia taśmy z brytyjskiego archiwum. BFI wykonał dla nas kopie cyfrowe, co nie było już kosztowne.

W moim mieszkaniu we trzy, córka Jakuba Bujaka Magdalena, Aneta i ja w obecności kamer TVP i IPN obejrzałyśmy 11-minutowy skrawek filmu spod Nanda Devi. Zaraz potem napisałam scenariusz nowego dokumentu, w którym pierwszy raz znalazłyby się te odnalezione po 69 latach materiały. Uzyskałam patronaty prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i prezesa IPN Janusza Kurtyki. W 2009 r. wyruszyła niewielka wyprawa na Nanda Devi z wnukiem Bujaka, Janem Lenczowskim. Uczestniczył w niej zawodowy operator, powstały piękne barwne zdjęcia z ekspedycji szlakiem zdobywców, w 70-lecie tego wyjątkowego światowego sukcesu Polaków. Jednak do dzisiaj TVP nie znalazła możliwości by nasz film, wymagający już niedużych nakładów, wyprodukować, a raczej dokończyć. Prezes IPN Janusz Kurtyka polecił wszczęcie kwerend w sprawie Bujaka i Klarnera. Podobno zwrócono się w tej sprawie nawet do służb brytyjskich. W 1990 r. przy poparciu prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego córka Bujaka wystąpiła do Wielkiej Brytanii o możliwość wglądu w dokumenty dotyczące jej ojca. Okazało się, że Wielka Brytania przedłużyła okres utajnienia tych dokumentów o kolejne 50 lat, czyli... do roku 2030!

Spopularyzowanie tematu, a przede wszystkim zainteresowanie prezesa Kurtyki, dało szybki efekt. Niestety, nie do potwierdzenia dokumentami. Ktoś rodzinie nieznany, z zachowaniem tajemnicy nazwiska, zgłosił się do siostry Klarnera z wiadomością, że Janusza Klarnera zamęczono w kazamatach UB przy ul. Cyryla i Metodego na warszawskiej Pradze. Tajemnica śmierci Bujaka i Klarnera, jak i powód odsuwania w czasie rozpropagowania tego przełomowego dla podboju najwyższych gór sukcesu Polaków, prekursorów światowego himalaizmu, wciąż pozostają zagadką.

(pierwodruk "Sieci Historii" lipiec 2013)