Miller mówił, że to mgła

Trzy luźne impresje ku pokrzepieniu serc

(Wspólna Sprawa nr 6)

Scena pierwsza - szkocka. Edynburg - piękny, niezwykły, kojarzy mi się z Krakowem. Miasto w pobliżu legendarnej w kulturze Zachodu Góry Króla Artura (widoczna w dali, ma kształt tronu), w samym centrum zamek królewski na wyniosłej skale. Miałem wykład na Herriot-Watt University. Po dyskusji i obiedzie z władzami Wydziału Chemii już jestem wolny.

Piękny jest park uniwersytecki, w porównaniu z Polską robi wrażenie roślinności śródziemnomorskiej, dużo rododendronów. Jest jednak zimno, leży śnieg, wieje przenikliwy wiatr, to jeszcze luty, a mimo to widzimy wielu studentów... w spódniczkach (także w T-shirtach!). No tak, już się dowiedziałem: w Polsce, gdy profesor chce się ubrać elegancko, zakłada krawat, gdy szkocki profesor chce zrobić wrażenie, zakłada spódniczkę. Mieszkamy z moją żoną Basią w hotelu na terenie campusu. W restauracji uniwersyteckiej – niespodzianka, spotykamy polskich kelnerów, którzy usłyszeli naszą rozmowę po polsku, wymieniamy z nimi miłe słowa. Mówią: „Polska jest wspaniała, pozdrówcie Ją”. Jest w Niej coś bardzo pociągającego wolnych ludzi. W końcu I Rzeczpospolita z jej prawami, wolnością obywateli była ewenementem, oazą, zwłaszcza w zestawieniu z sąsiadami. Kardynalny problem polegał na tym, że wielu rodaków wolność, która jest zawsze zadaniem, zaczęło rozumieć jako swawolę bez odpowiedzialności. To samo mamy teraz...

Nie tylko na Herriot-Watt University, ale także na ulicach Edynburga widać dumę Szkotów. Na każdym kroku flagi szkockie, spotyka się tu flagę pewnie stukrotnie częściej niż w Polsce naszą flagę. Ta duma wzbudza szacunek i zaciekawienie. Chcemy poczuć i poznać szkockość. Tu widać, że koncepcje zunifikowania wszystkich Europejczyków są obłędnym, antyhumanistycznym pomysłem. Każdy naród ma swoje własne bogactwo i tylko przez nie jest interesujący i wzbogacający dla innych narodów. Jednakowi – będziemy tylko szarymi, nieinteresującymi cyborgami bez własnej historii i własnych korzeni, którymi będzie można z łatwością manipulować jak kukiełkami.

Zaintrygowani tą narodową szkocką dumą idziemy do Muzeum Wojennego Szkocji w zamku królewskim w Edynburgu. Od razu natykamy się na polski akcent w postaci eksponatu w gablocie – podświetlonej księgi z czasów szwedzkiego potopu. Jest dla nas intrygująca z pewnego szczególnego powodu. Książka jest podręcznikiem szwedzkiej sztuki wojennej z XVII wieku, sztuki, jak się okazuje, najwyższego wtedy lotu. Armia szwedzka króla Karola Gustawa podbijająca Polskę była najnowocześniejszą armią świata, zarówno pod względem technicznym jak i organizacyjnym. Podręcznik znalazł się w muzeum dlatego, że Szkoci to naród wojowniczy, a wojaczki – jak mówi informacja w gablocie - nauczyli się właśnie od armii szwedzkiej. Potem zasłynęli jako żołnierze najemni w całej Europie. Był to także sposób na życie, bo skalisty kraj, zimne, burzliwe morze, kiepska ziemia nie dawały im dużych szans u siebie. Tak zresztą zostało w pewnym sensie do dziś, bo Szkoci stanowią niezmiennie trzon armii Królestwa. Wzruszenie: w Muzeum Wojennym widzimy także i polskie mundury z czasów II Wojny Światowej, a w Warszawie kolega informuje mnie, że... oglądałem w tym muzeum mundur jego wuja. Ot, sploty historii i przypadku.

Scena druga - polska. Stoimy z Basią i Lili razem z setkami tysięcy pielgrzymów pod wałami Jasnej Góry. Liliana Todea jest młodą Rumunką mieszkającą w Polsce, która powiedziała swoim dzieciom, że chce, żeby ją pochowano w Polsce. A wszystko z powodu ducha Polski („macie coś wspaniałego, czego nie ma nikt”) i Jana Pawła II. Myślimy zawsze o Lili jako o chlubie Rumunii i chlubie Polski. Patrzymy na wały jasnogórskie, stoimy pewnie w miejscu, gdzie w roku 1655 stała ta najnowocześniejsza armia XVII- wiecznego świata. Już Polska była zajęta, zdrada powszechna i ten straszny ochrypły zdradą toast z ust hetmana wielkiego, którego obowiązkiem było bronić Rzeczypospolitej: „Vivat Carolus Gustavus Rex – od dziś miłościwie nam panujący”. Koniec Polski? Pamiętamy sienkiewiczowski opis oficerów uwięzionych przez księcia Radziwiłła w Kiejdanach, jak umierała ich nadzieja, gdy zza krat obserwowali dragonów szkockich walczących z tymi, którzy nie przystąpili do zdrady – polską i węgierską piechotą. To właśnie były szkockie wojska najemne w służbie szwedzkiej. Czy kiedyś przypuszczałem, że jest tu także mój osobisty wątek? Ale o tym dalej.

Stoimy i patrzymy. Toż to na oko żadna Góra, wygląda jakby miała 5 m wysokości nad miejscem, w którym jesteśmy. Przychodzi refleksja: jak to się stało, że najpotężniejsza armia świata, wzmocniona jeszcze przez polskich renegatów, przez ponad miesiąc oblężenia w roku 1655 nie mogła Jasnej Góry zdobyć i nie zdobyła jej nigdy? Co ją zatrzymało? Powysadzali w powietrze niemal wszystkie nasze zamki – oglądamy te ruiny do dziś, naprzeciw szwedzkiego generała Millera tylko Jasna Góra - ostatni punkt oporu Rzeczypospolitej, jeszcze tylko te 5 m płaskiego wzgórza i trochę mnichów z dość przypadkowymi pomocnikami. Najlepsza armia się stara, sprawa jest ważna, mało tego - prestiżowa, a tu nic nie wychodzi. Specjaliści od liczenia sił (Stalin: „Ile dywizji ma papież?”) w każdych czasach powinni wreszcie nauczyć się obliczać siły wewnętrzne, od tych ostatnich bowiem zależy na końcu wszystko.

I znowu Henryk Sienkiewicz: „Pewnego rana popłoch wszczął się we wschodnio-południowym przykopie; żołnierze bowiem ujrzeli wyraźnie niewiastę w błękitnym płaszczu, osłaniającą kościół i klasztor. Na ten widok rzucili się pokotem twarzami na ziemię. Podobno nadjechał sam Miller, próżno tłumaczył im, że to mgły i dymy ułożyły się w ten sposób; próżno wreszcie groził sądem i karami. W pierwszej chwili nikt nie chciał słuchać; zwłaszcza, że sam jenerał nie umiał ukryć przerażenia.” W końcu w sromocie szwedzka armia odstępuje od Jasnej Góry! Tacy mocni... W całym kraju zaczyna wzrastać opór, ziemia pali się pod nogami najeźdźców i renegatów. Ci ostatni wkrótce dojdą do wniosku, że się mylili i także zaczną bić Szwedów.

Scena trzecia - fińska. Internet jest potęgą. Otrzymuję wiadomość e-mailową z Finlandii. Pisze Harry Piela, przedsiębiorca „high-technology” (Nokia), który szuka swoich korzeni. W Finlandii Pielów jest wielu. Ich małą ojczyzną była fińska wyspa Koivisto położona naprzeciw Petersburga. Wyspa została zabrana przez ZSRR w czasie wojny sowiecko-fińskiej w 1940 roku, ludność uciekła do Finlandii, wyspy już nie oddano. Teraz żyją rozproszeni, spotykają się na zjazdach Pielów. Dostałem zaproszenie na taki zjazd w Helsinkach. Piękne stroje ludowe, wydawnictwa, dbałość o ciągłość tradycji. Poznaję ważnych ludzi: architekt z Helsinek, reżyser filmowy Mikko Piela, tłumacz Martti Piela. Pełna sala, opowiadam o naszej polskiej linii Pielów.

Po jakimś czasie odwiedza nas w Izabelinie rodzina Harry’ego Pieli, a potem przyjeżdża ekipa filmowa Mikko Pieli. Przyjeżdżają do „polskiego gniazda Pielów” - do Sokołowa Małopolskiego. W 2008 roku powstaje 40-minutowy film dokumentalny Mikko „Matka Sokolowiin” czyli „Droga do Sokołowa”. Film był już pokazywany kilkakrotnie w telewizji fińskiej. Motywem przewodnim, ale i pretekstem do opowiedzenia historii, jest zagadka nazwiska Pielów. Zagadki nie udało się rozwiązać, ale były ciekawe próby. W pewnym momencie jest w filmie opis uczestnictwa Finów w szwedzkiej armii króla szwedzkiego Karola Gustawa. Opis „pochodzący z drugiej strony” skupia się na nieszczęsnej dla Szwedów fazie wojny w Polsce. Najnowocześniejsza armia świata jest zamknięta w widłach Wisły i Sanu razem z królem Karolem Gustawem, jest głodna i brudna, na skraju wyczerpania. Szwedzi zmuszeni są posyłać wojskowe oddziały po żywność do okolicznych wsi. Problem w tym, że te rabunkowe oddziały znikają, nie wracają z powodu niejakiego Czarnieckiego, jak mówi narrator filmu. Jeszcze trochę i armia szwedzka wieje z Polski, a 25 polskich chorągwi pod wodzą hetmana Stefana Czarnieckiego atakuje Szwedów aż w Danii, co znajduje odzwierciedlenie także w naszym Hymnie Narodowym.

Tak to trzy niezwyczajne sceny: szkocka, polska i fińska połączyły Izabelin i Szwecję, wiek XVII z wiekiem XXI, Potop szwedzki i nasz dzień dzisiejszy. A wniosek z tej luźnej impresji na tematy historyczne i inne jest jeden, znowu sienkiewiczowski: „Nie ma takowych terminów, z których by się wspólnymi siłami i przy boskiej pomocy podnieść nie można”. Pilnujmy Polski, dbajmy o naszą Ojczyznę, jest wyjątkowa i niezwykła!

 

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 70 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 20

W tym miesiącu 724

Od początku 113782