Już niedługo prowadzony będzie nabór dzieci do szkół na rok 2013/2014. Wcześniej zwany był "zapisem" obecnie "rekrutacją". Słowo "rekrutacja" brzmi twardo niczym tupot żołnierskich butów. Wzbudza też inne, cięższe gatunkowo skojarzenia. Wszak zapisują dziecko do szkoły rodzice, rekrutują zaś władze państwowe. Czy edukacja dzieci nie zaczęła wymykać się rodzicielskiej jurysdykcji? Prześledźmy problem na przykładzie głośnej sprawy tzw. obniżenia wieku szkolnego uczniów.
Obowiązkowe przeniesienie sześciolatków z przedszkoli i zerówek szkolnych do klas pierwszych szkół, jakie zafundowała społeczeństwu minister K. Hall, znajdzie swój finał we wrześniu przyszłego roku. Rodzice nie będą już mieli wyboru. Wszystkie sześciolatki zasiąść mają w ławkach szkolnych pod groźbą nie realizowania obowiązku szkolnego. Skutki tej zmiany będą daleko poważniejsze niż smutna konieczność przebywania malucha w nieprzyjaznych mu szkolnych murach. To nie tylko niedostosowane toalety, wysokie wieszaki w szatniach, brak ciepłych posiłków i miejsc zabaw w wielu szkołach w Polsce, nie tylko konieczność przebywania w świetlicach z tłumem dzieci starszych – te trudności miną po roku lub dwóch. Na zawsze pozostanie jednak niedouczenie, a często i zrodzona z nieprzyjemnych doświadczeń niechęć do nauki.