„Leszek” z Dywersji Bojowej

(Wspólna Sprawa 11)

Gdy jako młody chłopak trochę łaziłem po górach ostrzegano mnie przed pięknie wyglądającą północną ścianą Giewontu zachęcającą do wspinaczki. Jest szalenie stroma i bardzo krucha. Ze względu na wspaniałą ekspozycję i widok na Zakopane była atakowana wiele razy i pochłonęła bodaj najwięcej ofiar w Tatrach. Opowiadano mi, że doświadczeni, ale i praktyczni taternicy ze Śląska wzięli na wspinaczkę lampy lutownicze i w ten sposób mocowali haki, które wykorzystywały później cepry z Warszawy i innych miast. O skali trudności niech świadczy fakt, że została zdobyta dopiero w 1957 r.

Z Kroniki Tatrzańskiego Pogotowia Ratunkowego 15.VII.1937:Poważnemu wypadkowi na północnym żlebie Giewontu uległ student Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego (UW) Andrzej Lech Borakowski. Rannemu udzielili pomocy turyści i juhasi, którzy znieśli go w dolinę Strążyską, skąd Pogotowie Ratunkowe zniosło go do szosy, po czym sanitarką odstawiono go do szpitala klimatycznego.” Kim był śmiałek, który zaatakował ścianę zdobytą dopiero dwadzieścia lat później? Z Albumu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego Nr 96/49: Andrzej Lech Borakowski urodzony 04 lutego 1914 r. roku w Warszawie, student Wydziału Humanistycznego UW, zapisany pod numerem 50536, immatrykulowany w dniu 12 listopada 1936 r. na podstawie świadectwa dojrzałości wydanego przez dyrekcję Gimnazjum Koła Polskiej Macierzy Szkolnej w dniu 6 czerwca 1929 r.

Jak wynika z dalszych poszukiwań dokumentalnych, podczas okupacji nasz bohater był wychowawcą w Zakładzie dla Ociemniałych w Laskach. Tutaj pracowała też jego matka Czesława, która po śmierci męża Władysława wstąpiła do Zakonu Sióstr Franciszkanek jako siostra Regina. Oprócz obowiązków wychowawczych Andrzej Lech zajmował się działalnością społeczną. Aby podnieść ducha młodzieży w tych ponurych czasach założył drużynę piłkarską i uczestniczył w pracach teatru amatorskiego zorganizowanego w Zakładzie. Zagrał w pierwszej wystawianej sztuce p.t. „Pan minister przyjeżdża” i w kolejnym przedstawieniu „Błażek opętany” w dniu imienin współtwórcy Lasek Antoniego Marylskiego 13 czerwca 1943 r.

Pod tą działalnością kryła się też inna. Wiosną 1942 r. w celu ochrony ludności przed represjami okupanta w VIII Rejonie VII Obwodu (Warszawskiego) AK utworzono Kampinoski Oddział Dywersji Bojowej pod dowództwem plutonowego podchorążego Andrzeja Lecha Borakowskiego ps. „Leszek”. Oddział zajmował się wymierzaniem kar i wyroków oraz akcjami dywersyjnymi. Zniszczenie list osób przeznaczonych do wywózki na roboty przymusowe do Rzeszy opóźniało, a często wstrzymywało ludzkie tragedie. Taką akcję przeprowadzono w Zaborowie w bezpośredniej bliskości posterunku żandarmerii okrytego straszliwą sławą. Niszczenie akt obowiązkowych dostaw żywności chroniło od głodu przez parę miesięcy, zaś niszczenie mleczarni na jakiś czas przerywało rabunek mleka. Te może mało efektowne akcje były często ważniejsze dla mieszkańców niż kary chłosty dla kolaborantów czy wyroki śmierci na zdrajcach.

Wspomnienie Ryszarda Kamińskiego z 1942 roku: „Otrzymaliśmy rozkaz z „Leszkiem” aby udać się do Kościoła Św. Anny na Krakowskim Przedmieściu na spotkanie z łącznikiem AK w sprawie zrzutu broni i pomocy Żydom ukrywającymi się w Puszczy Kampinoskiej po ucieczce z Getta. W tłumie wiernych zobaczyliśmy, że ktoś nas obserwuje i przeciska się do nas. Gdy wyskoczyliśmy z Kościoła człowiek ten zaczął wskazywać nas patrolowi żandarmerii. Gdy nas dopadli pod figurą Matki Boskiej Passawskiej i zażądali dokumentów to już nie patyczkowaliśmy się i wyszarpnęliśmy gnaty. Nie zdążyli dotknąć swoich schmeiserów. Z rękami podniesionymi do góry i z przerażeniem w oczach zaczęli się cofać pod kolumnadę Resursy Obywatelskiej (obecnie Muzeum Rolnictwa). A tam skrył się ten niemiecki szpicel. Nie mogliśmy go jednak zastrzelić, nie dlatego, że osunął się na kolana błagając o litość, ale każdy nasz strzał wywołałby reakcję Niemców, a siły były nierówne na tym terenie. A więc gwałtownie skoczyliśmy w stronę Bednarskiej, w dół, w stronę Wisły gubiąc ślady.”

6 lipca 1943 r. w akcji pod Dziekanowem dowódca oddziału Andrzej Lech Borakowski został ciężko ranny. W strzelaninie poniósł bohaterską śmierć inny żołnierz Czesław Skibiński, mój krewny. Andrzej Lech po ciężkiej nocy spędzonej w rowie ostatkiem sił dowlókł się do najbliższego obejścia, gdzie usłyszał polską mowę. Prawdopodobnie byli to starzy mieszkańcy Dziekanowa, którzy podpisali volkslistę. W Dziekanowie i Łomiankach było wielu kolonistów niemieckich. Udzielono mu pierwszej pomocy, lecz i wezwano żandarmów. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy podporucznika Andrzeja Lecha Borakowskiego. Mimo intensywnych poszukiwań ślad po nim zaginął. W uznaniu zasług w działalności konspiracyjnej został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych, a jego podkomendny Czesław Skibiński jako pierwszy w VIII Rejonie otrzymał Krzyż Virtuti Militari.

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 149 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 1

W tym miesiącu 727

Od początku 113785