Myśli wokół Powstania Styczniowego

(Wspólna Sprawa 6)

Powstanie Styczniowe wybuchło w stanie wojennym, skoordynowane walki trwały piętnaście miesięcy. „Karnawał” Solidarności lat 1980-81 trwał piętnaście miesięcy i zakończył się stanem wojennym. Nocą 14-15 stycznia 1863 do carskiego wojska „internowano” niepokornych z listy Wielopolskiego. Nocą 12-13 grudnia 1981 do więzień internowano niepokornych z listy Jaruzelskiego. Na każdej z tych list znalazła się podobna liczba ok. 12 tysięcy osób. Przypadek, czy nawiązanie do solidnych carskich wzorców?

Rok temu pewna zaangażowana politycznie osoba odradzała mi pisanie o Powstaniu Styczniowym na łamach “Wspólnej Sprawy”, bo za dużo tej historii, ważniejsze są sprawy lokalne. Jakby zapomniała, że „lokalnie” mamy w Truskawiu krzyż powstańczy, obok Dyrekcji KPN bezimienną mogiłę, a w kościele św. Franciszka krzyżyk zrobiony z kampinoskiej sosny, na której Rosjanie wieszali polskich jeńców. Jest też pod Zaborowem Leśnym miejsce pamięci stu kilkudziesięciu Powstańców, przeważnie słabo uzbrojonych młodych chłopaków, których zabito podczas nierównej walki lub bestialsko wymordowano po bitwie 14 kwietnia 1863. Jak donosił konspiracyjny biuletyn „Wiadomości z pola bitwy”, Rosjanie pozrzucali rannych z wozów w śnieg, odarli do naga i rozszarpali bagnetami, tak że „ciała ich jedną stanowiły ranę”. Potem władze usuwały ze zbiorowej mogiły krzyż, a miejscowa ludność ustawiała go z powrotem. Historia lubi się powtarzać. Czyż w lasku pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku znów nie ujrzeliśmy odartych i zmasakrowanych ciał Polaków? Czyż reminiscencje z usuwania krzyża nie powtarzały się na Krakowskim Przedmieściu? Historii nie można zapomnieć. Zwłaszcza gdy jest rugowana ze szkół, a Sejm RP odmówił ogłoszenia roku 2013 rokiem Powstania Styczniowego w odróżnieniu od Sejmu Litwy.

W 1863 roku w Petersburgu Powstańców okrzyknięto mianem bandytów, podobnie jak kilkadziesiąt lat później w Moskwie Żołnierzy Wyklętych. Zruszczeni bohaterowie opowiadania „Echa leśne” Stefana Żeromskiego nazwali Powstanie „podłym”. Carscy czynownicy w najlepszym razie głosili, że było przejawem szkodliwej nieodpowiedzialności i marzycielstwa. Antypolska propaganda po dziś dzień powtarza tę wykładnię, urozmaicając ją wynurzeniami o romantyzmie, nieudolności i amatorszczyźnie jako naszych cechach narodowych. Porywamy się z motyką na słońce i zawsze przegrywamy, w odróżnieniu od naszych sąsiadów, jakoby pozbawionych nieudolności i amatorszczyzny, którzy dzięki temu zawsze wygrywają wzbijając się na cywilizacyjne wyżyny. Mogą być z siebie dumni, a my mamy się wstydzić. Zgodnie z pedagogiką wstydu, polskość to nienormalność.

Czy rzeczywiście bierność i uległość wobec zaborcy byłyby rozwiązaniem lepszym niż walka? Historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Andrzej Nowak przypomniał, co działo się z Polakami, gdy się nie buntowali. „Tylko w latach 1832-1873 z terenu kadłubowego, maleńkiego Królestwa Kongresowego wcielono do armii Imperium Rosyjskiego ponad 200 tys. młodych ludzi, z czego około 150 tys. zmarło lub zginęło gdzieś na służbie garnizonowej w kazachskich stepach lub w walce z broniącymi swej niepodległości Czeczenami, albo od kijów rosyjskich kaprali. Najwyżej 20-25 tys. wróciło (po 25-letniej służbie) do kraju… To tylko jeden z elementów bilansu pokory, pogodzenia z niewolą. Jeszcze większe straty niż powstania przyniosły Polsce, mieszkańcom tej ziemi, lata obcego panowania. Ziemie polskie i ich ludność traktowane były […] jako peryferie, mniej lub bardziej ważne, ale zawsze peryferie Imperium. Peryferie, które się wykorzystuje w interesie imperialnego centrum. Przeciwko takiemu traktowaniu, przeciwko trwaniu takiego położenia wybuchło kolejne powstanie: Styczniowe.”

Inny historyk, działający w IPN dr Piotr Szubarczyk, także wskazuje na przyczyny, dla których brutalna branka do carskiego wojska przeprowadzona styczniową nocą w 1863 roku musiała doprowadzić do wybuchu. „Służba przypominała bardziej kompanię karną o najostrzejszym rygorze niż to, co dziś nazywa się służbą. Żołnierze byli poniewierani, obowiązywały upokarzające kary cielesne. Nie było koszar, żyli w prymitywnych ziemiankach. Mieli być gotowi umierać za cara wszędzie tam, gdzie nienasycony rosyjski lewiatan niewolił kolejne narody lub tam, gdzie dochodziło do rozpaczliwych buntów i powstań narodowych. Życie rosyjskich sołdatów było tak nędzne, że w czasach Mikołaja I umierało ich co roku blisko 40 tysięcy! Młodych ludzi! Nie w walce tylko z powodu warunków życia! Ta “służba” trwała nie przez dwa lata, lecz przez wiele lat, czasem dożywotnio, daleko od bliskich! Wzięcie do wojska było jak wyrok śmierci, jak dżuma czy cholera.” W kolejnym artykule rocznicowym historyk ten dochodzi do jedynej logicznej konkluzji: „Powstanie Styczniowe nie wzięło się z próżni, nie było aktem spontanicznym, nieplanowanym. Urastało przez wiele lat w sercach i umysłach polskich.” W obronie czynu zbrojnego stanął także Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński w pięknej metaforze. „Przyglądaliście się może kiedyś ptakowi, jak tłucze się w klatce? Wszystko pierze z piersi swojej wyrywa […] Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustanowioną rozbijały się piersi „polskich ptaków”, aż pióra leciały, rany pozostawiając?!”

W Powstanie zaangażowało się łącznie ok. 100-200 tys. Polaków, zginęło ok. 30.000, skoordynowane walki trwały 450 dni, stoczono blisko 1300 bitew i potyczek. Dowodzili kolejno gen. Ludwik Mierosławski, gen. Marian Langiewicz i Romuald Traugutt. W oddziałach walczyło dwóch późniejszych świętych, Adam Chmielowski (brat Albert) i Rafał Kalinowski. Także Traugutt umarł w opinii świętości, a ideę jego beatyfikacji popierał Stefan Wyszyński. Europa uznała Powstanie za wewnętrzną sprawę Rosji i pozostała bierna. Jak zwykle. Francuska policja nawet aresztowała Polaków kupujących broń i przekazała wszystkie ich dokumenty ambasadzie rosyjskiej w Paryżu. W obronie Powstańców stanął tylko papież Pius IX oskarżając cara o to, że “prześladuje z dzikim okrucieństwem naród polski i podjął dzieło bezbożne wytępienia religii katolickiej w Polsce.” Najdłużej walczył na Podlasiu oddział ks. gen. Stanisława Brzóski, którego 23 maja 1865 roku Rosjanie powiesili w Sokołowie Podlaskim, a 23 maja 2008 roku prezydent prof. Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Orderem Orła Białego.

Czy rzeczywiście Powstanie było wstydliwą i nieudolną amatorszczyzną pod hasłem „jakoś to będzie”? Na fali rocznicowych rozważań istotne fakty przypomniał dr Tadeusz Krawczak, dyrektor Archiwum Akt Nowych. “Swój akces do Powstania [...] zgłosili wojskowi z Akademii Sztabu Generalnego Rosji. Symbolem jest tu Jarosław Dąbrowski, Zygmunt Sierakowski i inni. Również Romuald Traugutt był carskim oficerem i przeszedł normalną ścieżkę awansu wojskowego od junkra po oficera sztabu generalnego. Jeśli oficerowie, którzy znali siły rosyjskie i centra dowodzenia, zdecydowali się na podjęcie walki, to znaczy że widzieli szanse na powodzenie. To nie było porywanie się z motyką na słońce. Świadczą o tym plany Dąbrowskiego opanowania Brześcia, a później Modlina, rozgałęziony spisek wśród oficerów rosyjskich, itd. [...] Romuald Traugutt po powrocie z Francji, dokąd został wysłany przez tzw. rząd wrześniowy na rozmowy, wrócił z gotową koncepcją powadzenia walk. Chciał zorganizować oddziały powstańcze w regularną armię, przeprowadzić na wiosnę 1864 r. pobór do wojska w oparciu o struktury parafialne. To były plany wzorowane na poczynaniach z okresu Powstania Kościuszkowskiego”. Nawet gdy plany nie powiodły się, to i tak armia rosyjska, największa machina militarna ówczesnego świata, dysponująca potężną siatką wywiadowczą w Polsce i Europie, potrzebowała ponad dwa lata na ostateczne pokonanie tych rzekomo szalonych, nieodpowiedzialnych, nieudolnych i niezorganizowanych Polaków.

Jak ktoś kiedyś zauważył, wojna raz rozpoczęta nie kończy się nigdy. W historii powszechnej niejedno zwycięstwo militarne obróciło się po jakimś czasie w klęskę. W historii Polski bez lekcji roku 1863 nie byłoby roku 1918. Józef Piłsudski wychował się w rodzinie powstańczej, a gdy miał 20 lat został zesłany na Sybir, gdzie spędził pięć lat wśród Powstańców słuchając ich wspomnień, czytając pamiętniki i analizując doświadczenia. Po powrocie był już znawcą tematu, w 1912 roku wygłosił cykl wykładów analizujących powstańcze działania militarne i organizacyjne, w 1914 roku wydał książkę “22 stycznia 1863” wysoko ocenioną przez zawodowych historyków. W Powstaniu dostrzegł “wielkość, zaprzeczającą wszystkiemu temu, co my o sobie mówimy”. Dr Bohdan Urbanowski, autor jego monografii, stwierdza: “Piłsudski mógł teraz uczyć się na błędach tych, którzy je popełniali. Zrozumiał, że konspiracja nie może być improwizacją, że musi być procesem wychowawczym i że walka jest wiedzą, którą trzeba sobie przyswoić. [...] Sybir był szkołą charakteru, ale i korepetycjami z wiedzy o Powstaniu. [...] Konspiracja polska przed 1863 r. trwała dwa lata, przed wymarszem Kadrówki - 10 razy dłużej.” Poprzedzona tak sumiennym przygotowaniem, uzbrojona w karabiny i wiedzę dowódcy Pierwsza Kompania Kadrowa wyruszyła w pole dokładnie w 50 rocznicę stracenia Romualda Traugutta, 6 sierpnia 1914 r. Towarzyszyła jej odezwa Rządu Narodowego wzorowana na roku 1863.

W wolnej Polsce w 1919 roku 3644 żyjących Powstańców włączono do Wojska Polskiego na prawach weteranów i jako pierwszych odznaczono krzyżami Virtuti Militari. Potem nakręcono o nich dziewięć filmów. To los nieodpowiedzialnych przegranych szaleńców porywających się z motyką na słońce, czy odpowiedzialnych żołnierzy dążących w niepewnych warunkach do zwycięstwa? W Sokołowie Podlaskim podczas obchodów 150 rocznicy wybuchu Powstania ordynariusz drohiczyński ks. bp Antonii Dydycz stwierdził, że w ostatecznym rozrachunku dziejów “zwyciężył etos polskiego Powstańca i dlatego dumni jesteśmy z bohaterstwa naszych żołnierzy”, bowiem z dzisiejszej perspektywy nie sposób przyznać zwycięstwa armii carskiej. Faktycznie, zostały po niej co najwyżej murszejące koszary…

(autorzy obrazów kolejno: Artur Grottger, Wojciech Kossak, Józef Chełmoński)