Senator Jan Żaryn dla Wspólnej Sprawy

Rozmawia Marek Gizmajer

 

- W październiku 2015 roku został Pan Senatorem z okręgu nr 40 obejmującego nasz powiat Warszawski Zachodni oraz powiaty Legionowski, Nowodworski i Wołomiński. Gratuluję w imieniu redakcji Wspólnej Sprawy. Jak podsumowałby Pan swoje roczne doświadczenia w Senacie? Co okazało się największym wyzwaniem, a może zaskoczeniem?

- Moim największym wyzwaniem i zadaniem jednocześnie, z racji pewnego dorobku naukowego, jest wspieranie senatorów w prowadzeniu przez Izbę Wyższą polskiej polityki historycznej. Narzędziami są przede wszystkim uchwały okolicznościowe i roczne, możliwość organizowania licznych konferencji popularnych i wystaw. Jestem w tych kwestiach aktywny i chyba zostałem uznany przez senatorów, także opozycji, za tego, do którego można zawsze zwrócić się o pomoc, o sprawdzenie odpowiednich projektów uchwał, itd. Oczywiście, jako członek Komisji Nauki, Edukacji i Sportu, w której jestem wiceprzewodniczącym, oraz Komisji Emigracji i Polaków za Granicą, także staram się być aktywny, o czym świadczy przede wszystkich praca codzienna w tychże komisjach, a nie tylko podczas posiedzeń plenarnych. Stosunkowo często wyjeżdżam, nie tylko do pobliskich miejscowości mojego okręgu (mieszkam w Warszawie), ale także do Wiednia, czy Londynu by spotkać się z Polonią. Mam nadzieję, że pojadę także niedługo na Wschód, na dawne Kresy. Zaskoczeniem jest ogrom pracy, w tym legislacyjnej, konieczność ścigania się z czasem by wszystkie projekty przeczytać i na czas mieć wyrobioną opinię, a także konieczność wybierania, bo chciałoby się zrobić więcej i więcej, ale też czuć się kompetentnym we wszystkich sprawach.

- Porozmawiajmy o sytuacji w Polsce. Należymy do UE i NATO, jesteśmy zamożniejsi niż w PRL, mamy karty kredytowe i paszporty, ale jednak przez ostatnie ćwierć wieku znaczna część polskiej gospodarki została wyprzedana albo zniszczona (stocznie, Huta Warszawa, Ursus, FSO), trzy czwarte rynku prasowego przejęli Niemcy, prawie wszystkie banki są zagraniczne. Padają głosy, że jesteśmy siłą roboczą obcego kapitału a nasz ustrój przypomina neokolonialny czy też przedrozbiorowy. Ukazała się książka o znamiennym tytule „Wygaszanie Polski”, a audyt rządów PO i PSL wykazał wszechobecną prywatę i marnotrawstwo, których symbolami są najdroższe autostrady w Europie i złoty mercedes prezesa spółki Skarbu Państwa. Do tego w czasie wojny na Ukrainie w 2014 r. zlikwidowano w Polsce komisariaty policji a resztki armii przesunięto na zachód. Czy naprawdę jest tak źle jak przed rozbiorami?

- Rzeczywiście, zgodnie z tytułem świetnej pracy wydanej przez Białego Kruka w ciągu ostatnich lat następował proces „wygaszania Polski”, który polegał m.in. na propagandowym odpychaniu Polaków od obowiązku i prawa współdecydowania o losach państwa i od woli interesowania się losami wspólnoty. Wygrywać miała w zbiorowej mentalności postulowana przez PO-PSL postawa liberalnego egoisty pozbawionego wyższych uczuć i emocji, szczególnie miłości do Polski i narodu. Władza przy zbiorowej nieobecności Polaków mogła według swoich własnych planów robić co zechce, w tym układać się z innymi podmiotami (państwami, czy korporacjami) nie zawsze (delikatnie rzecz ujmując) zgodnie z interesami społeczeństwa. Z drugiej strony, jednak ten projekt wygaszania Polski nie powiódł się, a sprawa smoleńska i afera taśmowa pokazały rzeczywistą małość ekipy lekceważącej własne społeczeństwo i nie reprezentującej jego interesów. Ówczesna opozycja, dziś ekipa rządząca – w tym ja jako senator PiS – rzeczywiście porównywaliśmy stan Polski do epoki saskiej, by wstrząsnąć opinia publiczną, bo tak dłużej żyć - w lekceważeniu wspólnoty, w cynizmie i kłamstwie – po prostu nie można. Bo wykończymy się sami, bez kolonizatorów czy okupantów.

- Pod jednym względem nasza sytuacja na pewno przypomina przedrozbiorową – w Polsce ścierają się dwa obozy: patriotyczny dążący do reformy kraju i liberalny ulegający zagranicy. Niemniej, na poziomie lokalnym, np. w Izabelinie, widać, że po obu stronach można znaleźć ludzi wykształconych i myślących, których zacietrzewienie i kłótnie są bezsensowne, absurdalne, jakby wywołane sztucznie. Takiej bratobójczej walki podsycanej z zewnątrz doświadczyło nawet skromne środowisko Wspólnej Sprawy. Może Polacy nie podzielili się, tylko zostali podzieleni? Gdzie dwóch się bije….

- Myślę, że podzielono środowiska polityczne (choć w senacie tego tak do końca nie widać, bo rozmawiamy na ogół bardzo rzeczowo, co adresuję także do opozycji), a w ślad za nimi znaczną część społeczeństwa aktywnego – po obydwu stronach barykady. W moim odczuciu, ta związana dziś z KOD-em i dawnym układem strona też składa się z dwóch grup wzajemnie sprzecznych, z punktu widzenia mentalności i interesów. W jednej grupie widzę ludzi uczciwych, którzy zostali wprowadzeni w taki stan emocji, że gotowi są wierzyć, iż PiS to zagłada, obozy koncentracyjne i za chwilę aresztowania przypadkowych ludzi na ulicy, a w drugiej grupie widzę cyników, którzy bronią swojego stanu posiadania i pewnie nadal sądzą, że powtórzy się scenariusz z lat 2005-2007, czyli szybki upadek obecnego rządu. Ich frustracja skutkuje brakiem pomysłów, co widać po PO, Nowoczesnej i krótkiej zapewne historii KOD-u. Podobnie jak pani premier Szydło myślę, że władzy potrzebna jest opozycja, która prostuje błędy i napomina, ale w imię tej samej troski – o Polskę. Musze także przyznać, że w senacie nadzwyczaj często senatorowie PO naprawdę nam pomagają, właśnie „z pozycji opozycji”. Czasami mają po prostu rację!

- Jeśli idzie o podziały, można odnieść wrażenie, że klasyczny podział polityczny na prawicę i lewicę jest dziś w Polsce nieadekwatny. PiS powszechnie uznawany za prawicę stawia na opiekę socjalną i własność państwową, SLD mające w nazwie lewicę stawia na kapitalizm i prywatyzację, PO uchodzi za partię liberalną, co może oznaczać wszystko, podobnie jak nazwa partii. Jak właściwie należałoby zdefiniować naszą scenę polityczną?

- Niewątpliwie są dwa generalnie porządki współistniejące dziś w Polsce. Na straży patriotyczno-niepodległościowego stoi PiS, którego głównym wyzwaniem i celem jest dobro wspólnoty, a nie wybranych jednostek, grup interesów, czy geograficznych obszarów Polski (np. dużych miast). Warunkiem osiągnięcia tego celu jest budowa silnego państwa. Z kolei rozkład służb państwowych jest potrzebny tym, którzy proponowali, by wybrane grupy i środowiska, przede wszystkim te lepiej sytuowane, wyrwały jak najwięcej z puli majątku narodowego, a inni na tym rynkowym pobudzeniu skorzystają - w formie ochłapów - i jeszcze podziękują. Pierwszy porządek realizowany przez PiS jest wsparty dorobkiem teorii i praktyki polskich elit, od socjalistów niepodległościowych i piłsudczyków, przez chadeków, po narodowych demokratów i konserwatystów. W tym sensie PiS jest mozaiką, choć z przechyłem znacznym w stronę uwielbienia Polski sanacyjnej. Natomiast drugi porządek żywi się raczej ideologiami zewnętrznymi, także genderyzmem, upatrując w nich żywy dowód na to, iż sami się rządzić nie potrafimy i zawsze byliśmy wtórni wobec Europy Zachodniej.

- Oprócz wprowadzania podziałów w naszym społeczeństwie w PRL i później byliśmy poddawani tzw. pedagogice wstydu, czyli propagandzie mającej wzbudzać w nas narodowy kompleksu niższości, ponieważ narodem zakompleksionym łatwiej rządzić. W szkołach, filmach, książkach dowodzono, że jesteśmy narodem nieudaczników, że bycie Polakiem to wstyd. Wszak przeciętny szlachcic był opojem i utracjuszem, narodowe powstania były głupotą, po ’89 roku nasze przedsiębiorstwa nadawały się tylko do likwidacji. Także w Izabelinie słychać czasem głosy, że to co polskie jest godne pożałowania. Czy rzeczywiście?

- No właśnie, a przecież mieliśmy tak piękną historię, nie tylko ludzi żyjących w XIX i XX wieku, ale zaczynając choćby od fenomenu I RP, kiedy to Korona i dynastie oraz liczna szlachta stworzyły nowoczesną unię między państwami, system „monarchia mixta” oparty na najlepszych wzorcach ustrojowych ówczesnego świata: monarchii, arystokracji i demokracji, w którym król zastrzegał się, że nie jest królem ludzkich sumień. Ta pedagogika wstydu, zafundowana nam przez część polskiej inteligencji mocno osadzonej wraz z kompleksami w PRL, została jednak szczęśliwie odrzucona, co wcale nie przyniosło spodziewanych zagrożeń. A zatem nie bójmy się być Polakami. W ustach Francuza czy Brytyjczyka to by w ogóle śmiesznie brzmiało.

- Ostatnio widzimy w Polsce ogromne zainteresowanie patriotyzmem. Czasopisma mają dodatki historyczne, kibice organizują oprawy meczów, tłumy odwiedzają muzeum Powstania Warszawskiego, w Izabelinie setki widzów obejrzały rekonstrukcje walk Grupy Kampinos AK, które organizowałem z miłośnikami historii. Czyżby Polacy przypominali sobie dumną tożsamość?

- Wydaje się, że natura, a jej częścią jest kultura, wygrywa po raz kolejny z projektami ideologicznymi. Niegdyś był to marksizm, dziś mniemanie, że narody przestają istnieć, a człowiek rozwija się w próżni. Nic z tego!

- Ważną przyczyną zainteresowania historią są lata kłamstw i przemilczeń, np. o Katyniu, żołnierzach wyklętych, sowieckim wsparciu militarnym III Rzeszy albo planie ofensywy atomowej przez terytorium Polski. Czy mamy jeszcze białe plamy w naszej historii?

- Dziś białe plamy polegają głównie na tym, że nie jesteśmy jeszcze w stanie przeżywać wspólnie jako zbiorowość naszych doświadczeń partykularnych, szczególnie związanych z żywym w rodzinach wiekiem XX, a winniśmy być wszyscy rodzinami katyńskimi i wołyńskimi, Ślązakami i Kaszubami, w końcu pokoleniem „Solidarności” i Jana Pawła II.

- Oprócz piastowania urzędu senatorskiego jest pan historykiem o wielkim dorobku, wciąż zajmującym się historią jako autor publikacji, redaktor i uczestnik wydarzeń, np. patron Rajdu Powstania Styczniowego w Puszczy Kampinoskiej zorganizowanego przez tutejszych mieszkańców. Jakie dziedziny historii najbardziej Pana interesują?

- Interesuję się od lat historią Kościoła katolickiego w XX wieku w Polsce, ale także np. Polakami ratującymi Żydów w latach okupacji, czy historią obozu narodowego w kraju i na emigracji. Przygotowałem wraz z dr Rafałem Łatką publikację na temat obchodów milenijnych poza granicami kraju w 1966 r. Jeden z ostatnich numerów „W Sieci Historii” jest poświęcony m.in. gen. Józefowi Hallerowi, pięknej postaci, „błękitnemu generałowi” stojącemu na czele armii, której stulecie powstania będziemy obchodzić w 2017 roku.  

- W programie wyborczym napisał Pan „Startuję do Senatu, by pomóc Polakom pozostać w ojczyźnie naszych marzeń, chrześcijańskiej i dumnej ze swego dziedzictwa.” Cieszę się, że mogłem wesprzeć Pana i ten szczytny program rezygnując z kandydowania do Senatu z listy ruchu Kukiz’15 w naszym wspólnym okręgu.

- Dziękuję za ten dowód wsparcia i mam nadzieję, że cieszyć się będę z pańskiej pozytywnej opinii na temat moich działań także pod koniec tej kadencji. A potem? Kto wie….

- Dziękuję za rozmowę.

 

Prof. Jan Żaryn – Senator Prawa i Sprawiedliwości, opozycjonista więziony w stanie wojennym, historyk i nauczyciel historii w warszawskich liceach, wykładowca Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego (seminarium magisterskie i doktorskie), laureat nagród naukowych, autor i współautor kilkunastu książek, członek wielu zespołów redakcyjnych, redaktor naczelny miesięcznika historycznego „W Sieci Historii”, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.

(zdjęcie: facebook.com/prof.janzaryn)

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 135 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 4

W tym miesiącu 765

Od początku 113823