Złoto, umysły filozofów i dobroć carycy

(Wspólna Sprawa 10)

Rynek Główny w Krakowie, gdzie oddycha się historią i gdzie, zdarza się, historia dotyka nas osobiście. Na targach staroci zobaczyłem ryngraf zadziwiającej roboty: Matka Boska Częstochowska i piękny Orzeł Biały. Jeszcze wtedy nie byłem świadomy, że oglądam pamiątkę po konfederatach barskich. Gdy już to wiedziałem, przyszły refleksje. Dziadek opowiadał, że w moim rodzinnym Rzeszowie góra Pobitno nosi nazwę od konfederatów barskich, którzy tam ponieśli klęskę w roku 1769. Koniec I Rzeczypospolitej. Moja rzeszowska szkoła erygowana przez papieża Klemensa IX bullą w roku 1668, szkoła Stanisława Konarskiego, to już niemal ostatnie dotknięcia próbującej się ratować Rzeczypospolitej Obojga Narodów, niezwykłego doświadczenia dziejowego Polaków i Litwinów mogącego być inspiracją dla współczesnej Unii Europejskiej.

Rok 1981. Solidarność. Burza zdarzeń: co było ważne kilka godzin temu, już ważne nie jest. Pękają stare struktury. Krzyk wolności. W Uniwersytecie Warszawskim wszechobecne ogłoszenia, jak żartobliwie mówiliśmy (nawiązując do chińskiej rewolucji kulturalnej): „tablice wielkich liter”. Na kilku z nich czyjaś ręka powiesiła kartki z książki Teodora Morawskiego „Dzieje Narodu Polskiego”, wydanie „wtóre” z Poznania z roku 1877 nakładem Księgarni Jana Konstantego Żupańskiego. Czytałem wtedy te pożółkłe strony, a gdy nastał stan wojenny zdążyłem je schować. Teraz wydobywam. Tom V tego dzieła poświęcony jest panowaniu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zbyt mało o tym okresie wyniosłem ze szkoły, podawało się w niej suche, zbyt suche fakty.

Byli w XVIII wieku wśród nas ślepcy utrzymujący z braku refleksji lub za złoto, że „Polska nierządem stoi”, tzn. że nikt jej nie zagrozi, bo i ona nikomu nie potrafi zagrozić swoim wojskiem. Teodor Morawski opisuje, jak grało się z taką bezwolną i „stojącą nierządem” Rzeczpospolitą: Na nalegania Stanisława o wyprowadzeniu wojska rosyjskiego z kraju Katarzyna wynurzyła zimno podziwienie, jak naprzykrzyć się mogło toż wojsko "przywołane po przyjacielsku, dopełniające ściśle przyjętego zobowiązania z ukontentowaniem całego narodu". Czuła sąsiadka przyjaciółka patrzyć nie mogła bez wzruszenia na nieszczęścia kraju, który ją tak mocno obchodził, wiedziona samą przyjaźnią i ludzkością, tkliwa na cierpienia uciśnionych. Jeśli powiększyła liczbę wojsk swoich, któżby - mówiła - śmiał podejrzywać o zamach na niepodległość Rzeczypospolitej? Jej celem było tylko dopomódz "delikatnościom rządu republikackiego”, a korzyści dadzą jej dosyć: "zadowolenie z dobrego uczynku, chwała, że naród sąsiedzki obdarzy rzeczywistym szczęściem, poszanowanie Europy. Od narodu polskiego nic domagać się nie będzie; nie podniesie doń żadnych uroszczeń”. Do usprawiedliwienia rozbioru Polski przed światem usłużyli filozofowie paryzcy.

Wydaje się, że termin „filozofowie” oznacza szlachetnych myślicieli, których przewidywania są szczególnie cenne, a koncepcje szczególnie przydatne dla ludzkości. Niestety, pretendenci do miana „filozofów paryskich” okazali się podatni na beznadziejnie naiwne koncepcje, które, gdy zastosowane, doprowadzały najpierw do deficytu mięsa i warzyw, a potem, bywało, do obozów, niewolniczej pracy i terroru. Z drugiej strony, byli bardzo często czuli na brzęk złotych monet i prymitywne pochlebstwa władzy. Oddajmy głos Teodorowi Morawskiemu opisującymi powody fascynacji ówczesnych luminarzy carycą Katarzyną:

Fryderyk (król pruski) napisał nędzny poemat (...) posłany z garścią złota filozofom i znalazł gotowy poklask u tych, co najwszeteczniejszą rozpustnicę wieku zwali Najczystszą Panną petersburską, a Fryderyka Bogiem i Synem Bożym. Taka była ich bezczelność, ze bili jednocześnie na polski "fanatyzm" i na przymierze "fanatyków" z islamizmem. Gdy więc przyszło do otwartej mowy o rozbiorze, poznali natychmiast "dzieło geniuszu, wyraźne dobrodziejstwo dla ludzkości, którą ochraniało od wojny powszechnej!” - Pytają się - mówił Voltaire - jakim prawem dobrodziejka rodu ludzkiego wdaje się do spraw Polski? Oto prawem, które służy każdemu i każe świadczyć dobro, skoro może: gdy się pali u sąsiada, toż nie trzeba ponieść mu wody? D'Alembert winszować będzie Morzu Bałtyckiemu, że okrąża pana takiej sławy jak Fryderyk.- Katarzyna zaprosiła do Petersburga filozofów francuzkich. Przybyli w imieniu innych sławni obrońcy ludu i wolności Diderot i Grimm. "Zachwycona" ich rozumem carowa rozprawiała z nimi o prawie narodów, filozofii, dobru ludzkości; nawzajem zachwycała ich mądrością, ludzkością. D'Alembertowi gotowa była powierzyć wychowanie syna, od Diderota zakupiła drogo bibliotekę i pozostawiła mu jej użytek. Ujęci jej pochlebstwy, a nade wszystko hojnie wynagradzani filozofowie wypłacali się sowicie głosząc przed światem jej wielkość, wspaniałość i cnoty.

Kraków, Rynek Główny. Zapada wieczór, siedzimy w restauracji i jemy kolację, dwaj profesorowie z Niemiec – moi koledzy, i ja. Wspominamy dawne czasy. Najmilsze nasze wspomnienia to międzynarodowe sympozja w Polsce lat osiemdziesiątych: „Solidarność”, pieśni, wino, ognisko i chemia kwantowa. Wspominamy wybory 4.VI.1989 i radość wszystkich, rozmawiamy o obecnej, jakże różnej od tamtej sytuacji. W pewnej chwili jeden z profesorów niemieckich żartuje: - Jak to u nas mówią? Wykupmy Mazury od Rosji. - To tylko żart, ale cóż poradzę na to, że ciarki przeszły mi po plecach, uderzyły znowu przeczytane kiedyś w książce Morawskiego szydercze słowa Katarzyny. Tylko my, Polacy, możemy i musimy zatroszczyć się o siłę i przyszłość Rzeczypospolitej. To przecież nasza własna przyszłość.

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 260 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 8

W tym miesiącu 769

Od początku 113827