Wembley za Stalingrad

(Wspólna Sprawa 10)

Co cztery lata miliardy oczu wpatrują się w ekrany telewizyjne, na których porusza się dwudziestu dwóch aktorów. Zwieńczeniem miesięcznej piłkarskiej gorączki jest finał. Oczywiście im bardziej kontrowersyjny, tym lepiej. Czerwone kartki czy błędy piłkarzy kosztujące utratę złotego medalu są zawsze pożywką dla mediów. Zdarza się jednak, że pierwszoplanowe role w najważniejszym meczu czterolecia przejmują sędziowie. Tak właśnie było w roku 1966.

30 lipca 1966 roku na legendarnym Wembley zgromadziło się niemal sto tysięcy widzów by podziwiać zwieńczenie mundialu, finał w wykonaniu Anglii i Zachodnich Niemiec. Jednak ani kibice na trybunach, ani widzowie przed telewizorami nie spodziewali się, że to nie Beckenbauer i Best, a biegający przy linii bocznej boiska arbiter Tofik Bahramov będzie gwiazdą tego sobotniego spektaklu. Spotkanie odbywało się w nieco napiętej atmosferze. Trwała Zimna Wojna i przeciwnicy tej piłkarskiej batalii pozostawali w stosunkach, lekko ujmując, ambiwalentnych. Również wybór trójki sędziowskiej mógł budzić wielkie wątpliwości. ZSRR został wyeliminowany przez RFN w półfinale, a kilka dni później radziecki sędzia uczestniczył w starciu o najważniejsze futbolowe trofeum. FIFA sama prosiła się o kłopoty…

Od pierwszej minuty kibice widzieli, że o rezultacie i w efekcie o tym, kto podniesie Jules Rimet Trophy, zadecydują szczegóły. Wynik otworzył się już dwanaście minut po pierwszym gwizdku szwajcarskiego arbitra Gottfrieda Diensta. Do siatki trafił Haller, ale sześć minut później był już jeden do jednego. Wtedy popis rozpoczął Geoff Hurst. Wojna pozycyjna toczona przez niemal godzinę nie nużyła fanów piłki, a tylko zagrzewała do coraz głośniejszego dopingu. W 78 minucie niemieckie serca zamarły. Lewy pomocnik Martin Peters trafił w bramkę na 2:1 i podłamani kibice RFN ze spuszczonymi głowami czuli już kolejną w historii porażkę w Londynie. Jednak na minutę przed końcem najważniejszego meczu lipca ucichła brytyjska część trybun. W ostatnim momencie Wolfgang Weber doprowadza do remisu. Anglicy już „witający się z gąską” dostali potężny sierpowy, po którym trofeum wypadło im z rąk.

O wyniku miała zadecydować dogrywka. Anglicy robili dosłownie wszystko, by tylko nie wpuścić przeciwników w okolice własnego pola karnego i utorować sobie drogę na najwyższy stopień podium. W 101 minucie Wolfgang Weber nie upilnował Geoffa Hursta. Jednak piłkarz West Ham United wślizgiem trafił futbolówkę tak niefortunnie, że ta odbiła się od poprzeczki, uderzyła o murawę jakby tuż za linią bramkową Hansa Tilkowskiego, ale za chwilę… wypadła z bramki. „Lwy Albionu” oszalały z radości, choć szwajcarski sędzia nie był pewny decyzji i poszedł skonsultować ją z arbitrem liniowym. Tofik Bahramov zdecydowanie pokazał na środkowe koło, co oznaczało, że radość angielskich piłkarzy i kibiców nie była bezpodstawna. Niemcy nie mogli się z tym pogodzić i ruszyli z pretensjami do Bahramova, ale nic to nie dało.

Po nokdaunie podopieczni Helmuta Schoena podnieśli się jeszcze na chwilę, ale drugi prosty wyprowadzony w 120 minucie powalił całe RFN na kolana. – Przy piłce Hurst! Gol dla Anglii! Kilku ludzi wbiegło na boisko! Myślą, że to koniec. To jest koniec, 4:2! – krzyczał z kabiny komentatorskiej Kenneth Wolstenholme, który relacjonował spotkanie dla brytyjskiego BBC. Ten cytat stał się w Wielkiej Brytanii tak popularny, że był wykorzystywany nawet w popkulturze. Słowa „głosu futbolu”, jak mówiono o nieżyjącym już dziennikarzu, zostały użyte chociażby w piosence „World in Motion” zespołu New Order, a także w przerobionym utworze the Beatles „Glass Onion”, który pojawił się na płycie Anthology 3 wydanej w 1996 roku.

Sir Geoff Hurst powiedział kilka lat temu, że najlepiej byłoby, gdyby technologia goal-line została wprowadzona 50 lat temu. – Gdybyśmy wtedy mieli taki system, pokazałby on, że piłka odbiła się za linią bramkową. Niemcy miotają się w swojej argumentacji, ale ja też mogę o tym mówić. To zresztą i tak nic nie zmieni. - Według wspomnień Bahramova piłka nie odbiła się od poprzeczki, a od siatki, która zmieniła tor lotu. Jednak na zachowanych fotografiach bramki widać, że nie jest to możliwe. Według innej relacji na łożu śmierci radziecki sędzia został zapytany o to, skąd był pewny, że gol rzeczywiście padł. Z jego ust padło tylko jedno słowo: „Stalingrad”. Nie wiemy, ile w tej plotce jest prawdy. Ta nieuznana bramka zapisała się jako jedna z największych kontrowersji w historii mundialu. Pozostaje mieć nadzieję, że na nadchodzących mistrzostwach w Brazylii najnowsze technologie pozwolą nam podziwiać popisy tylko zawodników, a nie sędziów.

 

NASZ CYTAT

  • kraju_Polan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekonstrukcje.jpg - 143.79 kb

 

 

 

 

 

DOBRE STRONY

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 71 gości oraz 0 użytkowników.

Dziś 25

W tym miesiącu 64

Od początku 113994